Na samym wstępie sygnalizujemy, że odwołany przez rektora UW wykład Hanny Machińskiej finalnie został przywrócony i się odbył. Wszystko to jednak śmierdzi na kilometr kolesiostwem, urażonym smalczym ego i pogardą dla pracy Hanny Machińskiej.


Końcówka ubiegłego, niemiłościwie nam dwanaście miesięcy trwającego 2022 roku i początek tego roku upływają pod znakiem pogardy dla praw człowieka w Polsce. I nie byłoby to niestety nic dziwnego, gdyby nie fakt, że antyprawnoczłowiecze zmiany zaszły… w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.

W grudniu gruchnęła wieść, że Hanna Machińska, zastępczyni RPO jeszcze od czasów Bodnara, niestrudzenie pomagająca uchodźcom, represjonowanym i dręczonym przez władze i służby, z końcem 2022 roku traci stanowisko. Na jej miejsce wskoczył zaś kolega Wiącka z UW, zajmujący się… prawem wyznaniowym.


Na antenie TOK FM Hanna Machińska opowiedziała o tym, jak została zwolniona z BRPO. Była w trakcie szkolenia prowadzonego przez Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE. Musiała je opuścić z powodu “pilnego wezwania”. Na miejscu Wiącek najpierw jej nasłodził, a potem pokazał informację o jej zwolnienie.

“To odbyło się nagle, bez podania przyczyn. Jeżeli chodzi o czas i formę, kompletnie nie jestem w stanie tego zrozumieć. Rozstanie się, z każdym pracownikiem, wymaga zupełnie innego nastawienia” - tak sprawę skomentowała Machińska.

Kolejnym niepokojącym sygnałem był fakt, że jednym w powodów dymisji ma być przeprofilowanie działalności BRPO na… naukowo-badawcze!

W skrócie: BRPO i Wiącek na jego czele wolą post factum reagować na łamanie praw człowieka, “badać”, wydawać mdłe komunikaty, a ludzie niech sobie radzą sami. Ważniejszy jest kumpel od prawa wyznaniowego.


Nie pomogły prośby, apele, petycje. Ponad wszelkimi podziałami ramię w ramię stanęły różne organizacje, w tym nasza. Wiącek nie dość, że nie zgodził się przy kamerach porozmawiać z obywatelami (!), to na dodatek całkowicie olał wolę i prośby ludzi, których ma reprezentować.

A wiecie, dlaczego? Bo może. Wiącek może się zasłonić “demokracją”, “niezależnością” czy innym wyświechtanym pustosłowiem, a ludzie to prędzej czy później zaakceptują. Żaba się ugotowała.


Podczas kiedy okazuje się, że peak libkowych krzyków to książka z podziękowaniami dla Hanny Machińskiej (sam gest dobry, ale wkurza brak dalszego nacisku i protestów), kolejny koleś z UW postanowił publicznie narobić na byłą zastępczynię RPO, nagle odwołując jej wykład. Oczywiście “z przyczyn technicznych”.

Alojzy Nowak, rektor UW, to jawnie pupilek partii rządzącej. Pisana jest pod niego ustawa, żeby mógł kolejną kadencję kandydować na stanowisko rektora, a co do spółek, o ludzie! Nowak jest m. in. w radach nadzorczych Jastrzębskiej Spółki Węglowej i Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin, członkiem prezydenckiej Narodowej Rady Rozwoju, rozdziela nagrody w konkursach organizowanych przez Narodowy Bank Polski.

Sama Hanna Machińska o odwołaniu swojego wykładu dowiedziała się… od znajomych! Rektor UW nie raczył jej poinformować za pośrednictwem uczelnianych organów.

A wiecie, dlaczego tak się stało? Bo taki Alojzy Nowak z kolei schowa się za pustosłowiem “niezależności uczelni” czy “apolityczności”. Żaba się ugotowała, ludzie chwilę się podenerwują i to zaakceptują.


Nie od dziś ani nie od wczoraj wiadomo, że Hanna Machińska “zalazła za skórę” bezkompromisową obroną praw człowieka, w tym na granicy polsko-białoruskiej - to temat, który nawet opozycja podobnoż prawnoczłowiecza porzuciła lub traktuje pobieżnie, żeby nie oberwać za “propagandę Kremla”.

W swych działaniach “Machina” - bo tak zwą ją osoby, z którymi działa na rzecz poszanowania praw człowieka - jako zastępczyni RPO była samodzielna, bezkompromisowa, nieugięta. I stała się solą w oku kolesi, którzy chcieliby brać pieniążki, rozkładać rączki i chować się przed wkurzonymi ludźmi za kordonami pałarzy.


I takie Nowaki i Wiącki będą nam układały kraj, jeśli będziemy im na to pozwalać i nabierać się na pustosłowia o “demokracji”, “praworządności”, “niezależności” i tym podobnych, które bez realnych działań są tylko hasłami do krycia dupy i nic więcej.

Bagiety obstawiające BRPO są ponurym obrazkiem “rzecznika” odgradzającego się od ludzi. Jeśli nie zaczniemy się same organizować, po prostu nas przemielą. Jeśli damy się zawsze odpędzać do kolejnych i kolejnych wyborów, bo “może nasi wygrają i coś się zmieni”, to będziemy ugotowani na twardo.

Ludzie zamarzający na granicy, schorowani ludzie i rodziny z dziećmi wyrzucane z mieszkań, coraz większa liczba osób, których nie stać na ciepłe posiłki, pracownice wyrzucane za działalność związkową, osoby queerowe będące ofiarami nagonki, pozbawione praw do ochrony przed nienawiścią chociażby - nie będą czekać grzecznie do wyborów, aż łaskawie “coś się zmieni”.


Jedyne, czego się boi władza, ta, poprzednie czy każda następna, to wkurzeni ludzie. Po to programy szpiegujące, dozbrajanie bagierciarni, porąbana ilość pałarzy na jedną osobę protestującą i pokazowe kordony - by nas zastraszać. A jeśli nie damy się zastraszyć, to oni zaczną się bać.

Możesz powiedzieć: ale to niedemokratycznie, władza nie powinna czuć zagrożenia, od tego są wybory… Nasze rodzeństwo [w+ wstaw nazwę bóstwa/boga lub ich brak], czy demokratyczne, praworządne jest to, że ludzie są torturowani na granicy, pozbawiani praw, drżą z każdym miesiącem o przeżycie?

Nie dajmy się szantażować pustosłowiem. A kiedy będą protestować związki zawodowe, pracownice, opiekunowie, wyzyskiwani, oszukiwane - bądźmy. Czy to urzędniczki, czy to kierowcy i motorniczowie, czy to portierki, kasjerzy, pielęgniarze, nauczycielki - bądźmy z nimi.

Wspierajmy się lokalnie, na “małą” skalę. Dbajmy o swoje sąsiedztwo, twórzmy grupki wspierających się znajomych. Każde z osobna po neoliberalnemu to się może ugryźć, ale kiedy jesteśmy razem, jesteśmy silniejsze.


Jak z wpisu o Hannie Machińskiej i traktowaniu jej przez facecików przeszłyśmy tutaj? Ano tak. Bo być może to by się nie stało, gdyby pajac jeden z drugim mieli w głowie, że takie decyzje skończą się co najmniej całodobową okupacją ich biur.